Artykuły weekendowe

Artysta na sprzedaż

Tomasz Ciechański, copywriter/brand consultant, o wrażeniach po obejrzeniu "Najlepiej sprzedanego filmu".

Artysta na sprzedaż
Obejrzałem ostatnio znakomity film: www.imdb.com/title/tt1743720/. Polecam z całego serca wszystkim marketingowcom, reklamiarzom i filmowcom.

“The Greatest Movie Ever Sold” (“Najlepiej sprzedany film”) to nakręcony w luźnej, humorystycznej konwencji dokument Morgana Spurlocka. Autor na pewno jest znany szerszej publiczności dzięki filmowi “Super Size Me”. Jego najnowsze dzieło traktuje o zagadnieniach product placementu, reklamie w filmach i nie tylko, podejściu świata reklamy do filmu i losie artysty we wszechreklamowej rzeczywistości.

Spurlock szuka sponsorów, którzy w zamian za product placement sfinansują mu film o szukaniu sponsorów, którzy sfinansują mu film. Już samo streszczenie jest zabawne i film można potraktować jako humoreskę. Jednak kiedy pan Morgan trąca pewne struny i schodzi do pewnych lochów, dokument naprawdę daje do myślenia i nie jest już tak wesoło.

Reżyser oczywiście sponsorów znajduje i są wśród nich duże globalne marki. Potrzebne fundusze zgromadził, z umów się wywiązał, product placementu dokonał, jak się patrzy. Co z tego wyniknie? Proszę zobaczyć na własne oczy.

Na mnie szczególne wrażenie zrobiły trzy słowa, które padają w filmie. Podzielę się krótką refleksją:

  • “Faction” – myślałem, że to po angielsku “frakcja” lub “odłam”, tymczasem chodzi o “fact + fiction”, czyli modus operandi świata reklamowego, mające zrelatywizować znaczenie słowa “kłamstwo”.
  • “Dopamina” – pada w kontekście neuromarketingu, którego spece grzebią w naszej neurofizjologii ku chwale wszechmocnej mamony.
  • “Honor” – zapomniane słowo wypowiadane jest przy okazji rozważań o kompromisie, na jaki musi iść artysta z dyktaturą sponsorską.

Ta karczma Hollywood się nazywa. Kładę areszt na waszeci!

W podsumowaniu należy stwierdzić, że dobrze (nienachalnie) zrobiony product placement nie razi i dookreśla tożsamość bohatera czy charakter sytuacji. W Hollywood większość potrafi to robić. Na pewno zręczniej niż choćby u nas: www.youtube.com/watch?v=xaWR5apdyso.

PS Jako typowy konsumencki mieszczuch musiałem sobie do filmu zapewnić zakąskę. Wybór padł na chrupki kukurydziane o bliżej zmyślonym smaku. Ciekawość moją wzbudziła informacja na opakowaniu: “40 proc. mniej soli”. Oto wkraczamy w erę zdrowszych niezdrowych snacków.