Artykuły weekendowe

Bruk jest blisko

Bartosz Cholawo, właściciel firmy PR Direct, dzieli się refleksjami po wybuchy afery PR-owej, w której za sznurki pociągał Facebook wespół z agencją Burson-Marsteller.

Bruk jest blisko
10 maja dzięki “USA Today” świat dowiedział się, że Facebook oczerniał Google, używając metod public relations, w czym pomagała agencja Burson-Marsteller. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, główni zainteresowani najpierw zaprzeczali, potem się przyznali.

Swego czasu filozofowie protestowali przeciwko nadużywaniu nazwy ich dziedziny i napisali tekst zatytułowany “Filozofia nie jest miotłą”. Protestowali tym samym przeciw zamiataniu rozmaitych dziedzin życia łatwym uproszczeniem określającym sposób myślenia. Minęło sporo czasu i podobny apel wystosowali nasi praktycy public relations, publikując List Otwarty, w którym sprzeciwiali się “zrównywaniu PR z propagandą” w życiu publicznym, przede wszystkim przez polityków.

Filozofowie pewnie pogodzili się już z ogólnoświatowym trendem do upraszczania wszystkiego, ale żaden z nich nie ośmieliłby się raczej zejść do poziomu komentatora meczu, który przedstawia “filozofię gry” drużyny piłkarskiej. Tymczasem po ujawnieniu metod oczerniania konkurencji stosowanych przez Facebook z pomocą agencji Burson-Marsteller pojawiają się głosy takie jak opinia Aarona Perluta na łamach “Forbesa”. Specjalista z 20-letnim doświadczeniem nabytym m.in. w amerykańskim oddziale Fleishman-Hillard broni agencji, która wcześniej usprawiedliwiała swą gafę (eufemizm) skromnym doświadczeniem swoich pracowników, którzy przeszli do obecnego pracodawcy po pracy w mediach.

Były takie czasy, kiedy Burson-Marsteller to było coś. Poprzeczka profesjonalizmu zawieszona na tak wysokim poziomie, że każdy młody adept PR-owego rzemiosła wspinał się na palce, żeby się przyjrzeć, podpatrzeć, nauczyć. To była marka, z którą klienci chcieli pracować właśnie dlatego, że to B-M. To była gwarancja sposobu myślenia (nie mylić z filozofią), który przekładał się na jakość prezentacji, przemyślanej treści informacji prasowej, niesztampowego szkolenia przygotowującego do kontaktu z mediami. To m.in. Burson mówił, tłumaczył i przekonywał, jak długo pracuje się na reputację i jak szybko można narazić ją na szwank.

Można walczyć z deprecjonowaniem branży, publikując setki listów. Ale gdy firma o tradycji i dorobku B-M realizuje zlecenie czarnego PR-u, usprawiedliwiając to następnie w żenujący sposób, to czas chyba machnąć na to ręką. Już się nie odstanie. Trudno oczywiście wymagać od branży PR, by zagwarantowała w swoich szeregach pewien poziom intelektualny, który mógłby być porównywany z warsztatem filozofów. Warto natomiast apelować, by z własnej inicjatywy nie zbliżała się do poziomu miotły. Bo bruk jest blisko.

Autor tekstu: Bartosz Cholawo, właściciel firmy PR Direct